Geoblog.pl    Aetius    Podróże    Tajlandia, (Kambodza nie tym razem;) 25.05- ?.07    pierwsze samodzielne kroki w miescie ;)
Zwiń mapę
2009
27
maj

pierwsze samodzielne kroki w miescie ;)

 
Tajlandia
Tajlandia, Bangkok
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8801 km
 
co za dzien, nie dosc ze rozpoczety od porannej podrozy w korkach to i skonczony z wielka pompa i niespodziewanym zakonczeniem...

ale od poczatku.
wstalo mi sie ok 7.30. razem moja host friend Fang pojechalem do miasta, ona do pracy a ja na zwiad ;) poranna jazda motorcycle taxi i bylismy na skuhumvit (jedna z glownych i chyba najdluzsza ulica w BKK) dziwnie sie czulem jako jedyny bialas w tej okolicy bo tu to sie chyba nikt z tzw "cywilizowanych" ludzi nie zapuszcza (dopiero na miejscu widac jak krzywdzace jest stwierdzenie ze Azja to tylko syf i brud, a ludzie to tylko zlodzieje oszusci i kombinatorzy...)

poranny korek ktory dla mnie byl szczytem zakorkowania a Fang powiedziala ze jest srednio na jeza z tym tlokiem, chyba mamy inne standarty... ;)mnostwo luda, rozklekotany autobus tym razem na szczescie z A/C.

standartowo wysiadka na On Nut Skytrain i poranne sniadanie za 5 zl a w tym swiezy soczek z dziwnych malych pomaranczy, wieprzowina z grilla z ryzem i jakies dziwne kluski ze wszystkim co sie da. Dlaczego u nas nikt tak nie robi, tu przez cala dobe stoja wszedzie wozki z grilem, lodem, owocamy, napojami i cala masa innych roznych rzeczy. podchodzisz i wolasz to, to i to do tego ryz, potem kluski na stoisku obok i zaraz potem swiezy soczek. Taki prosty patent, wszyscy zadowoleni, klienta najedzony i od razu lepiej sie jedzie zimna kolejka ;)

krotka jazda Skytrainem wyziebile mnie do niemozliwosci , po pozegnaniu Fang ktora wysiadala do pracy dojechalem do Siam Square gdzie sie przesiadlem zeby do jechac nad piekny, szeroki wzburzony i piekielnie zasyfiony Menam... rzeka robi ogromne wrazenie, tutaj rzeka w srodku miasta jest eksploatowana do granic mozliwosci. caly czas zyje, przystanie dla promow, lodzie ekspresowe, ogromne barki ciagniete prze holowniki, niezmierny halas i mnostwo zielska plywajacego w brazowo zielonej wodzie z widocznoscia na 4cm :P nie to co leniwa Wisla ktora wystepuje tylko jako element krajobrazu zamiast stanowic jedna z glownych osi transportu... Wsiadlem na prom i za 13 THB (ok 1zl) moglem plynac ile chce i gdzie chce, stawka jest jedna i wszyscy sa zadowoleni :)

po ok 25min rejsu (a moze jazdy, bo lodz pracuje jak autobus, a facet z przodu siedzi za kieronica i normalna skrzynie biegow ma i w dodatku manewruje niesamowicie precyzyjnie na naprawde wzburzonej rzece.... wysiadlszy udalem sie do pierwszej ulicy i oczywiscie od asmego wybrzeza uprzejme hello i goodmorning :)
na ulicy za jakies dwie minuty dopadl mnie pierwszy w zyciu tuk-tuk driver. standartowe "hello my friend" i zjazd na pobocze i propozycja nie do odrzucenia "za 30 THB pokaze mi cuda nie widy a Wielki Palac oczywiscie zamkniety bo jakas ceremonia" pozbylem sie go jakos i dziarsko udalem sie w dalsza droge. na jana zupelnie i bez mapy szedlem na poludnie. doszedlem do Thamassat university.
Bardzo fajna uczelnia ze stolowka na brzegu rzeki i mnostwem zieleni na dziedzincu :)
zaraz za nia idac wzdluz rzeki trafilem na jakies targowisko z amuletami, posagami i calym tym buddyjskim balaganem ;) Bialych turystow ani jednego jak na razie i bardzo dobrze mi z tym bylo ;) od razu widac ze wiekszaa frajda jest z fotografowania ludzi niz np targu. tyle roznych twarzy i przyjazne usmiechy i wymiana zdan przy robieniu zdjecia naprawde podbudowuja.
Kupiwszy piwko w podziekowaniu za mozliwosc zdjecia faceta z bobasem na ramieniu maszruje dalej, od razu jakis facet zagadal mowi ze goraco i pokazuje znaczaco na mole Singha Beer :) zaczalem z nim gadac i okazalo sie ze jest wykladowca n Thamassat i uczy historii. Wzial mape ode mnie i w ogole nie dbajac o swoj czas zaczal mi prawic o tym co zobaczyc a co nie.
pierwsze nieprzyjemnie zderzenie z rzeczywistoscia turystycznej czesci cewntrum przyszlo wraz z dotarciem do Palacu i Sanam Luang (wielkie pole obok') czepila sie mnie jakas dziewczynka wciska mi jakas kukurydze i mowi "free, for lucky, for lucky!" jak glupi dalem sie wrobic i jak tylko chcialem isc to ona z geba ze kase chce. zaczalem sie klocic ze mialo byc free itd itd a ona ze 50 THB chce. powiedzialem niech spada i moge dac 10 najwyzej (nie chcialo mi sie kopac z koniem)
w koncu dalem jej 2zl i powiedzialem ze to warte Bog wie ile w Polsce i poszedlem zostawiwszy tajskie pachole w konsternacji co to za dziwna moneta :P
szybko nauczylem sie ze w centrum BKK nie mozna wygladac ze nie wie sie gdzie isc. nawet mapy spokojnie nie mozna wyciagnac bo od razu armia tuk tukow oi naganiaczy sie czepia.
dotarlem jakos na pewniaka pod pomnik Demokracji, nic specjalnego w sumie, ot pomnik na srodku skrzyzowania i przerazliwie goraco...
nastepnym celem byla zlota gora bo to byl jedyny punkt orientacyjny ktory bylo widac z mape balem sie ciagle wyciagac ;) :P
Wdrapalem sie w ogromnym upale po 300 stoopniach do swiatyni i posiedzialem w cieniu zeby troche opdetchnac po stresie zwiazanym z odganianiem Tuk Tukow :P
po Zlotej Gorze trafilem pod Wielka Hustawke. Siadam sobie odpoczac w ustronnym miejscu i wyciagam iPoda zeby jakiegos neta zlapac. Jakis facet idze sobie i sie pyta cos o moj sprzet, czy to telefon czy co, ile kosztowal i standartowo skad pochodze. Natychmiastowa rozmowa i okazalo sie ze spotkalem kolejnego nauczyciela historii tym razem z liceum.
uderzajace w Tajach jest to jak bardzo im sie nigdzie nie spieszy, jak chetnie staja i rozmawiaja.
"moj" nauczyciel oczywiscie pytal sie skad, od kiedy i na ile a potem zaczal opowiadac co jest do zobaczenia i ze dzisiaj jakies swieto buddy czy cos i ze Tuk Tuki na rzadowej licencji jezdza w kilka okreslonych miejsc za 10 THB bo dostaja za podwiezieniekupopny na paliwo. od razu mi to zaczelo zle pachniec, ale postanowilem zaryzykowac. Zreszta Tuk Tukiem i tak trzeba bylo sie kiedys przejechac :P Dojechawszy do pierwszej swiatyni wysiadam i ide ogladac. jakis stroz czy ktos tam przy bramie zaczal sie pytac (ten sam zestaw pytan na pocz;) a potem mowi ze zna papieza naszego, ze mnostwo Tajow bardzo go szanowalo i ze mu bylo smutno kiedy zmarl. I za Ratzinger to juz nie to samo ;) :P
potem nakreslil mi jak w rzeczywistosci wyglada sytuacja z moim Tuk Tukiem. swieto owszem jest ale ale Tuk Tuk musi mnie zawiezc do Top Ten Collection bo to jakas firma odziezowa ktora jest jakos zwiazana z rzadem i jesli dowiezie mnie wlasnie do ich sklepu jak i to info turystycznego gdzie sprzedaja wycieczki to dostanie tam kupon na paliwo.
uznalem ze w sumie nic nie strace, zreszta sam moj Tuk Tukarz mi powiedzial zebym wszedl powiedzial ze nic nie chce i wyszedl :P tak zrobilem i poo wizycie w ww miejscach podwiozl mnie pod stojacego budde gdzie zaplacilem mu 10 THB i poszedlem ogladac.
Do skytrainu wrocilem rowniez lodzia wiec nie bede opowiadal o tym samym tylko w odwrotnej kolejnosci :P
nastepnym przystankiem mial byc Super Rich on Chit Lom station, gdzie mialem wymienic pieniadze bo mi sie zaczely konczyc
po zamianie $$ zjadlem sobie smaczny uliczny obiadek i poszedlem na neta. kiedy wyszedlem z centrum handlowego przezylem lekko szok bu wychodz i co widze na chodniku? stoi sobie i spokojnie zaczepia przechodniow maly slon! smiesznie bylo jak mnie macal traba jak przechodzilem. z wrazenia az zapomnialem zdjecia zrobic ale pewnie jego wlasciciel by chcial jakaz kase wiec w sumie to lepiej.
po umopwieniu sioe z Fang na wizyte na nocnym targu kolejne spotkanie w Mc'u na Asok Station
podjechalismy metrem (Warszawa naprawde nie ma sie czym chwalic chociaz BKK tez ma tylko jedna linie...) i zaczelimy lazic po targu. w sumie to nic specjalnego, taki nasz stadion X lecia tylko w wydaniu czystym, spokojnym, z wyrobami dobrej jakosci i przede wszystkim bardzo tanim z mozliwoscia negocjacji :)
potem byla juz tylko kolacja w wielkiej hali stolowkowej i spotkanie z siostra Fang ktora przyjechala po pracy zgarnac nas do domu samochodem.
Wypilem sobie piwko "Chang" (znaczy sie "slon" ;) i idziemy. przy wychodzeniu malo co nie zgubilem portfela bo cos mnie tknelo i pomacalem sie po kieszeni. na szczescie wkladm reke do plecaka, czuje skore pod palcami i uspokojony wracam do domu.
kiedy przyszlo do wypakowywania rzeczy wykladam wszystko na lozko i co? Nie mam portfela..... a to co czujem skorzane to pokrowiec na iPoda. W duchu od razu dziekuje Bogu ze jak wymienialem kase to 1000THB przelozylem do money belta pod spodniami, do paszportu i innych dokumentow. po wyliczeniu ile stracilem wyszlo mi 8$ 15 zl i ze 200THB wiec w sumie nie duzo, portfela tylko szkoda. Nawet nie liczylem ze ktos go znajdzie i odda bo w koncu tu 20mln ludzi mieszka...
kiedy zaczalem pisac relacje jeszcze nie wiedzialem ze do Fang zadzwoni kobieta ktora... ZNALAZLA MOJ PORTFEL!!!!! i co wiecej mieszka 5 minut samochodem od domu Fang... nie wiem jak to mozliwe ale to kolejny dowod na to ze swiat jest maly a europa wcale nie taka cywilizowana bo nie wiem czy jakbym w knajpie na stadionie zgubil portfel to czy komukolwiek przeszloby przez glowe go oddawac... :/
Anyway, pojechalismy i mam juz swoj portfel z powrotem... Jeszcze mnie przepraszala ze musiala zajrzec do srodka... Co za kraj i co za ludzie... nie do uwierzenia...

i dobra rada dla kazdego: Zadnych dokumentow i grubej kasy w portfelu, i koniecznie adres i telefon do miejsca gdzie aktualnie jestescie. dzieki temu ze mam adres do Fang w kazdym miejscu ta kobieta mogla sie dowiedziec gdzie mieszkam w BKK...

tym niespodziewanym pozytywnym akcentem koncze dzisiejszy dzien i ide spac :P ;)
jutro postaram sie w kafejce dodac zdjecia bo bede mial duuuzo czasu
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Aetius
Jacek Oleszczuk
zwiedził 1.5% świata (3 państwa)
Zasoby: 30 wpisów30 44 komentarze44 152 zdjęcia152 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
01.01.1970 - 01.01.1970