pobudka o 7 rano i szybki prysznic, w nocy jest albo zimno przy wiatrakach albo goraco bez nich. dzisiaj spalem bez, bo i tak lecze przeziebienie przywiezione z Polski co skutecznie uniemowliwia mi A/C gdzie sie tylko da. wychodzac spod prysznica zawedrowalem na taras nad czyms, co u nas powinno byc przydomowym ogrodem, a tu okazalo sie byc terenem podmoklym z mnostwem palm i jakas ogromna jaszczurka, ktora wzialem za krokodylam, potem Fang mi powiedziala ze to jakis wodny zwierzak, ktory jak przyjdzie do czyjegos "ogrodu" to przynosi szczescie.
Duzo wiekszy tlok na drogach niz wczoraj i znowu zewszad spojrzenia na bialego, ktory zapuscil sie az do Samut Prakan
krotka wizyta w okolicy Thong Lo Station polaczona z wizyta w aptece po jakies smiesznie tanie cuda na gardlo i kaszel oraz optyka, ciagle mam okulary sklejone tasma ;)
Wszedzie pozdrowienia i mile usmiechy, zupelnie inaczej niz w centrum, gdzie kazdy tylko chce wyciagnac kase z turysty.
chyba sie ucze robic ludziom zdjecia na bezczela, poczatkowo mialem opory, ale teraz wystarczy pytajacy usmiech i kazdy sie zgadza :)
jeszcze tylko dojazd do Asok i siedze piszac to co czytasz :P
net tani, bo 2 minuty za 1THB i do tego bardzo szybki. jakby ktos chcial to znajduje sie w domu handlowym po drugiej stronie ulicy naprzeciwko Robinson Department Store
Jest tam duzy banner z napisem Interenet ktorym reklamuje sie kafejka interenetowa, ale tam kosztuje 1THB za 1 minute. Ten tanszy, w ktorym sasiaduje przez sciane z ta kafejka w siedzibie czegos co sie nazywa CAT napisane na pomaranczowo
zmykam do miasta bo dzis w planach odpoczynek "starowki" a zamiast tego wizyte w chinatown i zwiad w okolicach siam square a na koniec relaks w Lumpini Park :)