moj ostatni dzien w Bkk mial byc przyjemny, a nie byl :/
z samego rana ok 7 pojechalismy z Fang do pobliskiego parku. Mialo byc, rzesko, chlodno i w cieniu, a bylo goraco, bardzo slonecznie i z cieniem slabo...
ogromny park i tradycyjnie tlumy cwiczacych i biegajacych.
nic ciekawego w sumie sie nie zdarzylo poza kilkoma fajnymi zdjeciami i filmem ze stonoga ;)
potem pojechalem bezposrednio do centrum gdzie mialem sie spotkac z druga znaja z BKK, ktora wczoraj wrocila ze swojej rodzinnej prowincji
czekalem w Siam paragon ok pol godziny po czym dostalem telefon ze jest jeszcze zajeta i przeprasza, ale sie spozni. nie zaglebiajac sie w szczegoly ze spotkania w koncu nic nie wyszlo a ja naczekalem sie ja glupi przez ok dwie godziny. cale szczescie, ze w poszukiwaniu sklepu z instrumentami trafilem do sklepu z plytami gdzie wreszcie moglem posluchac jazzu i porozmawiac o muzyce ze sprzedawca i w miare zadowolony wrocilem do domu
wieczorkiem pojechalismy jeszcze z Fang, jej siostra i mama do jakiejs chinskiej restauracji na bardzo dziwna, ale smaczna zupke.
a jutro.... wyjazd! :)